Kultura
Zło żywi się strachem, czyli „Wij” w Teatrze Zagłębia
Czy w dobie wszechobecnych efektów specjalnych, perfekcyjnie, bo komputerowo wykreowanych potworów, zjaw i straszydeł oraz kiczowatego kina spod znaku gore, na kimkolwiek mogą jeszcze zrobić wrażenie przekazywane z pokolenia na pokolenie opowiastki naszych dziadków, a nawet pradziadków? A jednak… Do tej właśnie skarbnicy ludowej wyobraźni, rodem z mickiewiczowskich Dziadów, sięgnęli twórcy zaproszeni przez Teatr Zagłębia.
Od piątku 21 listopada na sosnowieckiej scenie panoszy się „Wij. Ukraiński horror”, na podstawie opowiadania Mikołaja Gogola. I choć bazujący na liczącej sobie już blisko 200 lat opowieści, to jednak wnoszący dziwny powiew świeżości w dzisiejszą kulturę „bania się”. Filozof Choma i dwójka jego kolegów, żaków z kijowskiej uczelni, gubi drogę i trafia do domu z pozoru niegroźnie wyglądającej staruszki. Jedna noc zamienia życie młodego uczonego w pasmo przedziwnych zdarzeń z pogranicza snu i jawy, w których roi się od sił nieczystych i które zmroziłby krew w żyłach niejednego chwackiego młodziana.
Reżyser Łukasz Kos w swej adaptacji opowiadania stawia na prostotę przekazu, wprowadzając na scenę samego autora, jako narratora (w tej roli Krzysztof Korzeniowski, którego wygląd, niezwykle upodabniający go do ukraińskiego poety, oraz głos i intonacja idealnie wprowadzają widza w klimat snutej opowieści). Nie udziwnia na siłę, lecz niezwykle wiernie oddaje prozę Gogola. Nie oznacza to jednak, że idzie na przysłowiową „łatwiznę”, gdyż opowiadanie rozgrywające się na wielu płaszczyznach i w różnych miejscach, ze sporą liczbą postaci drugoplanowych oraz całą magiczną otoczką, łatwym do przeniesienia na deski teatru nie jest. Tymczasem Kos stosując nieskomplikowane rozwiązania w prosty, acz efektywny sposób wychodzi z tego zadania obronną ręką.
W rolę Chomy wciela się Aleksander Blitek, który, jak pamiętamy jego wcześniejsze role, chociażby z „Korzeńca”, wydaje się być wręcz stworzony do grania podobnych postaci: nieco nieokrzesanych i z łobuzerskim zacięciem. Wraz z resztą kozacko-seminaryjnej zgrai (Michał Bałaga, Piotr Bułka, Wojciech Leśniak, Tomasz Muszyński, Piotr Zawadzki) wprowadzają na scenę elementy humoru i tworzą bardzo zgrany, sceniczny zespół, tak przekonywujący, że przenosząc się w czasie nie bylibyśmy zdziwieni spotykając tę samą ekipę w przydrożnym, ukraińskim szynku.
Na szczególną uwagę zasługuje oprawa muzyczna (dzieło Adama Świtały), którą niemal w stu procentach na scenie i na żywo, tworzą sami aktorzy. To właśnie ona w dużej mierze oddaje atmosferę tajemniczości i ukraińskiego chutoru z początków XIX wieku. Zaś pieśni kozackie w wykonaniu męskiej części obsady są tak znakomicie zaintonowane, że chciałoby się aktorów TZ słuchać i oglądać w takim wydaniu częściej (tu przede wszystkim świetny Piotr Bułka jako Kozak Dorosz).
Pewien niedosyt może pozostawiać jedynie kulminacyjna scena, w której wreszcie możemy ujrzeć tytułowego Wija – króla gnomów, utytłanego błotem niziołka z powiekami do ziemi. W tej roli, wymiennie, młodziutcy Ezra i Rema Kosowie. Dziecięce głosy odzywające się w chwili, wydawałoby się, największego natężenia grozy, wprowadzają swego rodzaju zgrzyt w zbudowany z taką pieczołowitością klimat spektaklu, a nagłe zakończenie sztuki nie pomaga w pozbyciu się tego ambiwalentnego odczucia.
Być może nieco szkoda, iż na rzecz pozostawienia widza z uczuciem niedopowiedzenia, twórcy zrezygnowali z zakończenia znanego z opowiadania, w którym wieść o wydarzeniach z cerkwi dociera do Kijowa. Jeden z kolegów Chomy kwituje: „A ja wiem, dlaczego zginął: bo się wystraszył. Gdyby się nie bał, nic by mu wiedźma nie zrobiła. (…) Znam się dobrze na tym. U nas przecie w Kijowie wszystkie baby (…) to wiedźmy.” W tym prostym, podszytym ironią rozumowaniu, wprost wyrażona zostaje platońska myśl, iż strach jest oczekiwaniem zła. A to często nosimy w sobie, w najdrobniejszych uczynkach, często nie zdając sobie z tego sprawy. Zaś demony naszej duszy mogą zmaterializować się przed nami w najmniej oczekiwanym momencie, niekoniecznie pod postacią najdziwniejszych straszydeł…
„Wij” to kolejna interesująca propozycja w, jakże już w tej chwili różnorodnym, repertuarze Teatru Zagłębia. Wybierając się na spektakl warto jednak dobrze rozważyć zabranie ze sobą swoich najmłodszych pociech, gdyż nie wszystkie sceny mogą być dla nich odpowiednie. Natomiast dorośli widzowie, spragnieni tajemnicy, grozy i magii, wywiedzionych z prostego, ludowego folkloru, z pewnością nie powinni poczuć się zawiedzeni.
Izabela Kieliś
foto: Maciej Stobierski
„Wij. Ukraiński horror”
Na podstawie opowiadania Mikołaja Gogola pt. „Wij”.
Tłumaczenie: Jacek Partyka
reżyseria i adaptacja: Łukasz Kos
scenografia i kostiumy: Paweł Walicki
muzyka: Adam Świtała
premiera: 21.11.2014
Obsada:
Agnieszka Bałaga – Okońska — Druga Baba; Żyd – Karczmarz
Ryszarda Bielicka-Celińska — Jedna Baba
Joanna Niemirska (gościnnie) — Wiedźma; Panienka
Michał Bałaga — Seminarzysta; Kozak Owerko
Aleksander Blitek — Filozof Choma Brutus
Piotr Bułka — Tyberiusz Horobiec; Kozak Dorosz
Krzysztof Korzeniowski — Gogol
Wojciech Leśniak — Rektor; Kozak Jawtuch zwany Kołtun
Tomasz Muszyński — Teolog Chalawa; Kozak Spiryd
Piotr Zawadzki — Seminarzysta; Człowiek o twarzy jak łopata; Setnik
oraz Ezra Kos / Rema Kos
Alert
Jesteś świadkiem ważnego wydarzenia?
Urzędnicza bezmyślność dobrowadza Cię do szału?
Wiesz o czymś, co może zainteresować media?
Napisz do "Wiadomości Zagłębia": redakcja@wiadomoscizaglebia.pl
Adres redakcji: "Wiadomości Zagłębia" 41-200 Sosnowiec e-mail: redakcja@wiadomoscizaglebia.pl
|